Nowy szef kuchni hotelu Bristol Warszawa   PERSONALIA

Kamil Jabłoński został szefem kuchni w warszawskim hotelu Bristol, gdzie pracował od 2017 r. jako zastępca szefa kuchni. Kiedy chce odświeżyć tradycyjne receptury, inspiracji szuka w archiwalnych woluminach albo w londyńskich dokach.

Pierwsze zawodowe szlify zdobywał w warszawskim hotelu Sheraton pod okiem Artura Grajbera. – Przede wszystkim chciałem się rozwijać – wspomina Kamil Jabłoński. – A hotel z kilkoma restauracjami, bankietami, śniadaniami codziennie tętni życiem, zaskakuje. Chociaż wyobrażałem sobie, że praca w kuchni takiego hotelu wygląda jak na filmach: układanie na talerzu i wydawanie dla klientów. Nic bardziej mylnego. Najwięcej pracy, czasu, poświęcenia trzeba włożyć w przygotowanie składników. Dużo się tam nauczyłem. Sporo działo się już od lunchu na 150 osób, oprócz tego serwis do pokoi i bufety, kolacje à la carte. Każde danie musiało być gotowe w 15 minut.

Podróż od kuchni polskiej, przez tex – mex, po śródziemnomorską i autorskie menu na zamówienie pozwoliło mu szybko zbierać doświadczenie i już w 2013 roku został szefem kuchni bankietowej w hotelu Sheraton.

– Kiedy na ekranie wyświetlił mi się numer Michała Tkaczyka, szefa kuchni hotelu Bristol, który zaproponował mi funkcję swojego zastępcy długo się nie zastanawiałem. Zwykle, na takim stanowisku częściej bywa się w biurze, niż w kuchni, a Michał od razu zaprosił mnie do współtworzenia menu na następny sezon – opowiada Kamil Jabłoński. – Świetnie odnalazłem w Bristolu, chociaż gdyby ktoś mi to powiedział, kiedy mając 15 lat spacerowałem z rodzicami po Krakowskim Przedmieściu – nie uwierzyłbym. Patrzyłem na Bristol i myślałem: wow, tu na pewno dużo się dzieje, fajnie byłoby tu pracować. No i rzeczywiście, nie narzekam na brak wrażeń.

Co go ostatnio zaskoczyło? – Kolacja dla kadry piłkarskiej i zespołu AC/DC. Chociaż sporo gwiazd, które koncertują w Polsce zatrzymuje się u nas. Nie brakuje wrażeń, zwłaszcza, że mamy bardzo różnorodną kuchnię. W gin barze Lane’s serwujemy nikkei, czyli mix kuchni peruwiańskiej i japońskiej. Bardzo nowoczesna kuchnia. W restauracji Marconi, której bazą od 1901 była kuchnia polska, dziś eksperymentujemy z Robertem Makłowiczem. Serwujemy menu inspirowane jego podróżami. Pierwsza była kuchnia belgijska, wcale nie łatwa. Zaczynaliśmy w marcu, czyli mule, no i gulasz wołowy, frytki, gofry. I wymyśliliśmy gofry na słodko z gulaszem wołowym w czerwonym winie i pieczoną marchewką. Chyba się udało, Robert Makłowicz i ambasador Belgii chwalili. Przed nami jeszcze Hiszpania, Francja, Węgry i inne kraje, które odwiedził Makłowicz. Ale wszystkie te nowości łączymy z tym, co stałe w naszej karcie. Jeśli nasz gość w hotelu w Nowym Jorku czy Londynie je sałatkę Cezar albo Club Sandwich, może je zjeść także u nas. Dopasowanie tego to taki trochę kulinarny tetris.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *