Do hali, z buta…

Kryzys w branży jest, a nawet go nie ma. To zależy kto i kogo pyta. Banki twardo twierdzą, że jest. Inwestorzy popłakują, lecz radośnie inwestują. Hotele są pełne, i to już niekoniecznie samą Ukrainą stoją. Niektóre butiki w Olsztynie gwiazdorzą i biorą po 1 tys. zł za pokój. Lato w pełni, A1 i S7 zakorkowane, gofry już ładnie przypieczone, a rybki świeżo odmrożone. Czyli gorąca sielanka i pełnia letniego optymizmu. Tyle że spirala cen jest jak galaktyka – wielka, zakręcona i zakurzona złotym pyłem gwiezdnym, ale jednak gdzieś ma koniec. A dalej przepaść i czarna dziura. Więc nasz popyt wewnętrzny na dłużej może jednak nie nadążyć za podażą, zwłaszcza że zagranica kusi. Teoria spiskowa mówi, że to nadmorscy hotelarze dogadali się z kontrolerami lotów i sieją popłoch, że latać się nie da, więc lepiej jeździć PKP (maksymalnie przepełnione) i FlixBusem w Tatry i nad Bałtyk. Handel bonami wypoczynkowymi kwitnie, a ja mam jeszcze jedną sugestię dla rządu: żeby reaktywował książeczki autostopowe. Takie z kuponami, które będziemy dawać kierowcy, np. voucher na metr sześcienny chrustu lub talon na ziemiankę Z1 dla singli albo Z3, jeśli jest karta wielkiej rodziny. Ależ znów byłoby kolorowo, jak wozy cygańskie. Reaktywowalibyśmy również YMCA, tylko kto zaśpiewałaby tak radośnie jak Marylka „Jadą wozy kolorowe” lub Karin Stanek „Autostop, autostop”? Hmmm, chyba sobie zamarzyłem, że drożyzna będzie katalizatorem powrotu do prostoty… A tu właśnie na przekó [...]