W nowy rok polskie hotele wchodziły z restrykcjami dotyczącymi ich działalności do 17 stycznia – w praktyce z zakazem przyjmowania gości, poza kilkoma ściśle określonymi grupami zawodowymi. 11 stycznia rząd ogłosił wydłużenie obostrzeń do końca miesiąca (zezwalając już na powrót do nauczania stacjonarnego dzieci z klas I-III), a 28 stycznia minister zdrowia poinformował, że zostają przedłużone do 14 lutego (za to od 1 lutego otwarte zostają galerie handlowe). To samo dotyczy gastronomii stacjonarnej. Wśród zdesperowanych hotelarzy i restauratorów rośnie sprzeciw, a część z nich oficjalnie zaczyna już przyjmować gości.
Przed ogłoszeniem decyzji z 28 stycznia pojawiały się nieoficjalne informacje z kręgów Ministerstwa Rozwoju, że od początku lutego można się spodziewać otwarcia hoteli z limitem od 25 do 50 proc. obłożenia. Jednak ostatecznie minister zdrowia Andrzej Niedzielski nie zgodził się na to, tłumacząc, że obostrzenia nie mogą być znoszone na większą skalę, gdyż mimo stopniowego spadku zakażeń w Polsce, sytuacja w Europie jest zła, a w naszym kraju pojawiła się już brytyjska, bardziej zaraźliwa mutacja wirusa.
Wcześniej zwracał też uwagę na zagrożenie trzecią falą koronawirusa. Kolejne decyzje mają być ogłoszone przed 14 lutego. Oparte są one m.in. na modelach prognostycznych, które szacują, jakie mogą być skutki luzowania poszczególnych obostrzeń, a z tych modeli miałoby wynikać, że największe ryzyko zakażeń występuje w restauracjach i hotelach. Więc obostrzenia wobec nich zostaną zdjęte najpóźniej. Co zresztą poniekąd potwierdził minister Niedzielski w wywiadzie dla Radia Zet, przyznając: – Najbardziej boję się otwierania hoteli. Tymczasem sytuacja w hotelach jest dramatyczna. W największych miastach odnotowały one w grudniu obłożenie ok. 10 proc.
W całym roku (pamiętając, że pierwsze 2,5 miesiąca były porównywalne, a nawet lepsze niż w 2019 r.) – od 21 do 34 proc. Przychód z dostępnego pokoju, według danych STR, spadł od blisko 55 proc. w Trójmieście (z 230 do 107 zł) do prawie 80 proc. w Krakowie (z 240 zł do nieco ponad 50 zł). Jak wynika z ankiety IGHP, co piąty hotel w grudniu w ogóle był zamknięty, 84 proc. ankietowanych ma lub deklaruje, że w najbliższym czasie będzie miało, trudności związane z utrzymaniem płynności finansowej, gdyż wskaźnik całorocznego obłożenia wyniósł poniżej 30 proc., a więc poniżej progu rentowności.
Dlatego też coraz więcej hotelarzy i innych przedsiębiorców z zamkniętych branż zaczęło otwierać swoje obiekty, mniej lub bardziej oficjalnie, często powołując się na niekonstytucyjność zakazów, ponieważ mogą one być wprowadzane tylko w drodze ustaw, a nie rozporządzeń rządowych. Po 17 stycznia hotel Bania Thermal & Ski w Białce Tatrzańskiej wznowił działalność, oferując odwiedzającym usługi medyczne, podobnie sieć Malinowe Hotele, gości zaczęły przyjmować też m.in. hotele sieci Gołębiewski i Arche. Otwarcie swoich biznesów zapowiedzieli właściciele stoków, restauratorzy i właściciele obiektów noclegowych m.in. w Wiśle, Karpaczu, Świeradowie i Szklarskiej Porębie. Od 1 lutego ruszają też wszystkie hotele sieci Puro. •
Przed ogłoszeniem decyzji z 28 stycznia pojawiały się nieoficjalne informacje z kręgów Ministerstwa Rozwoju, że od początku lutego można się spodziewać otwarcia hoteli z limitem od 25 do 50 proc. obłożenia. Jednak ostatecznie minister zdrowia Andrzej Niedzielski nie zgodził się na to, tłumacząc, że obostrzenia nie mogą być znoszone na większą skalę, gdyż mimo stopniowego spadku zakażeń w Polsce, sytuacja w Europie jest zła, a w naszym kraju pojawiła się już brytyjska, bardziej zaraźliwa mutacja wirusa.
Wcześniej zwracał też uwagę na zagrożenie trzecią falą koronawirusa. Kolejne decyzje mają być ogłoszone przed 14 lutego. Oparte są one m.in. na modelach prognostycznych, które szacują, jakie mogą być skutki luzowania poszczególnych obostrzeń, a z tych modeli miałoby wynikać, że największe ryzyko zakażeń występuje w restauracjach i hotelach. Więc obostrzenia wobec nich zostaną zdjęte najpóźniej. Co zresztą poniekąd potwierdził minister Niedzielski w wywiadzie dla Radia Zet, przyznając: – Najbardziej boję się otwierania hoteli. Tymczasem sytuacja w hotelach jest dramatyczna. W największych miastach odnotowały one w grudniu obłożenie ok. 10 proc.
W całym roku (pamiętając, że pierwsze 2,5 miesiąca były porównywalne, a nawet lepsze niż w 2019 r.) – od 21 do 34 proc. Przychód z dostępnego pokoju, według danych STR, spadł od blisko 55 proc. w Trójmieście (z 230 do 107 zł) do prawie 80 proc. w Krakowie (z 240 zł do nieco ponad 50 zł). Jak wynika z ankiety IGHP, co piąty hotel w grudniu w ogóle był zamknięty, 84 proc. ankietowanych ma lub deklaruje, że w najbliższym czasie będzie miało, trudności związane z utrzymaniem płynności finansowej, gdyż wskaźnik całorocznego obłożenia wyniósł poniżej 30 proc., a więc poniżej progu rentowności.
Dlatego też coraz więcej hotelarzy i innych przedsiębiorców z zamkniętych branż zaczęło otwierać swoje obiekty, mniej lub bardziej oficjalnie, często powołując się na niekonstytucyjność zakazów, ponieważ mogą one być wprowadzane tylko w drodze ustaw, a nie rozporządzeń rządowych. Po 17 stycznia hotel Bania Thermal & Ski w Białce Tatrzańskiej wznowił działalność, oferując odwiedzającym usługi medyczne, podobnie sieć Malinowe Hotele, gości zaczęły przyjmować też m.in. hotele sieci Gołębiewski i Arche. Otwarcie swoich biznesów zapowiedzieli właściciele stoków, restauratorzy i właściciele obiektów noclegowych m.in. w Wiśle, Karpaczu, Świeradowie i Szklarskiej Porębie. Od 1 lutego ruszają też wszystkie hotele sieci Puro. •
Dodaj komentarz