31 marca polskie hotelarstwo zamknęło się


To był miesiąc dla polskiego hotelarstwa przełomowy. I jak rzadko – to określenie naprawdę tu pasuje. Na początku miesiąca generalnie rok zapowiadał się całkiem nieźle. Ostatniego dnia miesiąca oficjalną decyzją rządu zamknięto wszystkie hotele w Polsce, które i tak stały puste od tygodni. Teraz pytanie brzmi: co dalej? Ale to już nie zależy od branży hotelarskiej, to już zależy od państwa. A tu pomocy brak









Epidemia koronawirusa, która pojawiła się w grudniu w Chinach, jeszcze w połowie lutego nie stanowiła większego problemu w Europie. Chociaż zaczęły się już pojawiać pierwsze zarażenia. Nieco groźniej zaczęło się robić na przełomie lutego i marca. Liczba zachorowań i zgonów rosła. Na początku marca epicentrum koronawirusa okazały się północne Włochy, gdzie cała Europa spędza ferie (a rozniesiony został przez alpejskie kurorty). A potem nastąpił już lawinowy wysyp nowych przypadków i śmierci. Na 30 marca WHO odnotowuje blisko 700 tys. zachorowań (58 tys. nowych) i 33 tys. śmierci (3,2 tys. nowych). Na 1 marca raportowała 87 tys. zachorowań (z tego 80 tys. w Chinach), nowych 1,8 tys. Zgonów 2,8 tys. w Chinach i 100 poza Chinami.





W Polsce pierwszy przypadek odnotowano 4 marca – u pasażera z woj. lubuskiego, który wysiadł z autokaru z Niemiec na granicy. I wówczas można jeszcze było mieć nadzieję, że do tego się ta cała epidemia w Polsce ograniczy. Na 30 marca w Polsce były już 1862 przypadki (w tym 224 nowe) i 22 śmiertelne (w tym cztery nowe). Co tu więc pisać, jak rozwijała się sytuacja w branży hotelarskiej w marcu? Działo się dużo – w naszym serwisie internetowym www.e-hotelarz.pl codziennie publikowaliśmy po kilka nowych informacji. Ale na koniec i tak jest taka, że polskie hotelarstwo jest zamknięte. Jak wyglądał rozwój wypadków? Wojciech Budzowski, dyrektor generalny Nosalowy Dwór Resort & Spa w Zakopanem, opowiada, że zorientował się, iż nadchodzi kryzys, dokładnie w sobotę późnym popołudniem 29 lutego. – Kiedy odebrałem informację o anulacji prawie 1000-osobowej grupy, która miała pojawić się w naszym Resorcie w poniedziałek 2 marca. Już wtedy wiedzieliśmy, że będzie to tylko wierzchołek góry lodowej – mówi Wojciech Budzowski. – A przełomowy był tydzień między 9 a 15 marca, kiedy fala anulacji i maili z prośbami o zmiany terminów pobytów zarówno MICE-owych, jak i indywidualnych dosłownie nas przygniotła.





Nie nadążaliśmy z odpisywaniem na maile i z odbieraniem telefonów. Jednak mimo wszystko rok nie zapowiadał się najgorzej, przynajmniej w średniej wielkości hotelach butikowych, które nie żyły z gości konferencyjnych i korpo – a tam najwcześniej zakazano wszelkich wyjazdów, a nawet wyjść z biura na samym początku. – Pracując od zawsze w Krakowie, wiedziałam, jakie powinno być obłożenie na marzec i na najbliższe miesiące. I jeszcze na początku marca nic nie wskazywało, że będzie gorzej. Rezerwacji było dużo, nie pojawiły się jakieś szczególnie liczne anulacje, a prognozy zarówno obłożenia, jak i przychodów pokazywały, że to będzie kolejny dobry rok – mówi Anna Gasińska, dyrektor hotelu Wawel Queen i dyrektor regionalna IGHP na Małopolskę. – Nawet w najgorszych scenariuszach nie przewidywałam tego, co się stanie – że w praktyce z dnia na dzień anulacje zaczną spadać jedna po drugiej. Do pierwszego przypadku zakażenia w Polsce wszyscy myśleli, że nie odbije się to na turystyce aż tak drastycznie. Wystarczył moment, by polskie hotelarstwo i cała branża HoReCa stanęła, przychody spadły do minimum.





W Aiport Hotel Okęcie taką kluczową datą był 9 marca, poniedziałek. – Kiedy, najprawdopodobniej na skutek wideo- i telekonferencji, które musiały się toczyć podczas weekendu, wszyscy organizatorzy masowo rozpoczęli odwoływanie swoich rezerwacji. Ale ciągle nie sądziliśmy, że finał będzie taki jak obecnie – że rynek zostanie praktycznie zamrożony. Ogłoszony niedługo później stan epidemiczny, a potem epidemii wprowadziły kraj w stan kompletnego uśpienia biznesowego – mówi Elżbieta Nitsze, dyrektor Airport Hotel i dyrektor regionalna IGHP na Mazowsze. W drugiej połowie miesiąca hotele – które jeszcze były otwarte, a było ich wcale niemało – bardziej wegetowały, bez obłożenia i innych przychodów, a właściciele i managerowie w pocie czoła pracowali nad „planami restrukturyzacji”, w praktyce sprowadzającymi się do tego, kogo zwolnić i kiedy.





Chociaż też podejmowały wiele innych konkretnych działań oszczędnościowych, o których mówi Wojciech Budzowski w Temacie Numeru marcowego „Hotelarza” – „Polskie hotelarstwo w dobie koronawirusa. I po nim”. Było to m.in.: ograniczenie zużycia mediów do absolutnego minimum oraz złożenie wniosków do dostawców mediów o odroczenie płatności lub ich umorzenie; zawieszenie wszelkich umów stałej współpracy (serwisy techniczne, teleinformatyczne, ochrona zewnętrzna itp.) wraz z odroczeniem płatności lub ich umorzeniem; złożenie wniosków o odroczenie płatności zobowiązań do dostawców, np. towarów gastronomicznych, chemii (wraz z trwającymi cały czas negocjacjami porozumień o odroczeniu zaległych płatności), czy odebranie przez pracowników zaległych urlopów, uzgodnienie z częścią pracowników skorzystania z urlopów bezpłatnych, podpisywanie porozumień dotyczących obniżenia wynagrodzeń/ wymiaru pracy. Koniec końców wszystkie hotele są zamknięte.





Jakie są scenariusze na przyszłość? Przypomina to wróżenie z fusów, jak nigdy dotąd, ale trzeba rozważać kilka terminów. Jeszcze do połowy marca wierzono w optymistycznym wariancie, że uda się z powrotem otwierać na początku maja – wtedy i byliby goście indywidualni, i wszystkie eventy z czerwca w terminie. Pod koniec marca już raczej wiadomo, że to termin nierealny, gdyż szczyt zachorowań w Polsce nastąpić ma w pierwszej połowie kwietnia, więc schodził będzie co najmniej do połowy maja, a do końca miesiąca utrzymane zostaną wszystkie ograniczenia w przemieszczaniu się (chociaż data wyborów prezydenckich na 10 maja cały czas obowiązuje). Wszyscy chcą wierzyć, że realny scenariusz to wakacje, gdy hotele będą już mogły przyjmować spragnionych odstresowania się Polaków, a we wrześniu wróci sezon konferencyjny, nawet lepszy niż wcześniej, bo z konferencjami z wiosny. Oby. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu (na dziś) ruch do hoteli wróci za rok na wiosnę. Zakładając, że wcześniej nie będzie powrotu (jeśli w ogóle uda się ją zdusić) epidemii.





Brutalna prawda jest taka, że wiele hoteli i przedsiębiorstw nie przetrwa, szczególnie na rynku condo. Tak jak i w wielu innych branżach. Jaka to będzie skala – zależy od tego, jak długo potrwa pandemia. A na to pytanie nikt nie potrafi odpowiedzieć, więc wracamy do punktu wyjścia. Wraz z upadkiem gospodarki rządy wszystkich krajów zaczęły przygotowywać wielomiliardowe pakiety wsparcia, a czasami nawet bilionowe. Polski rząd przygotował tzw. tarczę antykryzysową, na którą wyasygnował 220 mld zł. W ocenie większości przedsiębiorców, był to rozczarowujący plan pomocowy. A branża hotelarska – w której przychody w ciągu miesiąca spadły ze 100 do 0 proc. przy praktycznie niezmienionych kosztach – nie ma tam dla siebie żadnych rozwiązań. Nie było też żadnych sektorowych rozwiązań dla tej branży, mimo zabiegów, rozmów i lobbingu. Na 31 marca polskie hotelarstwo zostało samo, bez przychodów i bez narzędzi pomocowych. Co tu dużo kryć – nie wygląda to dobrze. •




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *