Czy to jeszcze kolacja?

Autor: Wojciech Łopaciński

Wojciech Łopaciński
Autor jest doświadczonym hotelarzem,
dyrektorem hotelu Filmar w Toruniu.

Talerz z kurczakiem po tajsku, przynoszony przez kelnera do stolika gościa po godzinie siedemnastej, dla jednych jest jeszcze obiadem, dla innych już kolacją. Osoby mniej biegłe w etykiecie nazywają taki posiłek... obiadokolacją.

Po hotelowych: śniadaniu i obiedzie, o których pisałem w poprzednich numerach "Hotelarza", przyszedł czas na smakowite zakończenie "całodziennej" przygody z gastronomią hotelową, czyli na kolację. O ile jednak, zarówno podawane w hotelach śniadania, jak i obiady przypominają posiłki, do których goście są przyzwyczajeni w domach, to kolacje zwykle odbiegają od ich przyzwyczajeń. No bo przecież w trzygwiazdkowym hotelu nie podamy gościowi kanapki z szynką i pomidorem.

Zresztą każdy szef kuchni będzie wolał przygotować ciepłe danie, niż smarować masłem stosy kanapek. Doświadczyłem tego wielokrotnie na własnej skórze, mieszkając przez 12 miesięcy w hotelach, w których pracowałem. Jeśli wieczorny posiłek nie jest "okraszony" programem artystycznym, tańcami lub innymi specjalnie przygotowanymi atrakcjami, to podawana jest zwykła kolacja. Najczęściej jest ona gorącym posiłkiem, nieróżniącym się praktycznie niczym od dań obiadowych.

Jedynie w zakładach gastronomicznych, funkcjonujących w tzw. zamkniętej bazie hotelowej, to znaczy w domach wczasowych i uzdrowiskach, można jeszcze spotkać "kanapkowe" kolacje. Ale i tam talerzyki z kawałkiem masła, dwoma plastrami wędliny, sera żółtego, pomidorem i ogórkiem (koniecznie koło siebie, a nie na osobnych talerzach) to już rzadkość.

Zapomnijmy o kanapkach

Dzisiejsze kolacje to ciepłe posiłki, które swoim wyglądem i zawartością kalorii przypominają raczej obiady. Obiadokolacja ma zresztą spełniać dokładnie takie funkcje. Indywidualni goście, przyjeżdżający w godzinach wieczornych i grupy niskobudżetowe (jedzące tylko śniadania i posiłki wieczorne) traktują kolację bardzo powa [...]