STR: powolny powrót do pandemicznej „normalności”

Obłożenie hoteli miejskich w listopadzie oscylowało wokół 50 proc., gdy dwa lata wcześniej od 60 do 80 proc.; średnie ceny między 250 a 290 zł, a RevPAR wynosił ok. 120-150 zł, gdy dwa lata wcześniej 150-250 zł. Dość nieoczekiwanie najwyższe przychody z dostępnego pokoju odnotowały warszawskie hotele – blisko 155 zł, ale i tak o ponad 100 zł niższe niż przed dwoma laty. Tegoroczny listopad przypominał nieco zeszłoroczny wrzesień. Hotelarze wchodzili w miesiąc z całkiem pozytywnymi nastrojami – jak na czasy pandemii – po wcześniejszym okresie stopniowego odbudowywania się rynków, nawet miejskich, nie mówiąc o turystycznych, które biły rekordy przychodowe z 2019 r. Koniec miesiąca przywołał już jednak wszystkie koszmary z ubiegłego roku. A grudzień je potwierdził. Czwarta fala pandemii była wprawdzie oczywista, ale objawiła się w najbardziej pesymistycznym scenariuszu – liczba zakażeń osiągnęła poziom z poprzedniej jesieni, gdy nie było jeszcze szczepionek, drastycznie wzrosła liczba zgonów, a w szpitalach zaczynały kończyć się miejsca na oddziałach covidowych. Do tego wykryto nowy superwariant wirusa. Bezpośrednim efektem dla branży hotelarskiej był powrót limitów obłożenia najpierw do 50 proc. (nie licząc zaszczepionych), a w połowie grudnia zaostrzono je do 30 proc. Więc wyniki [...]