Luksus znowu w modzie

U biegły rok, po kilku chudych latach, był dla światowego hotelarstwa wyjątkowo tłusty. Nic dziwnego, światowy wzrost gospodarczy był najwyższy od dziesięciu lat, ceny ropy biją rekordy. Co za tym idzie poszerzyła się grupa ludzi, których „stać na wszystko”. Sieci hotelowe, głosząc jak mantrę hasło „luxury is back”, wiedzą, co robią, jednocześnie podnosząc ceny. Im wyżej, tym lepiej. Jak donosi amerykański miesięcznik Hotels, standard cenowy wyznaczają takie miejsca jak Peninsula Hotel w Chicago, żądający 515 dolarów za noc w królewskim łożu w pokoju jednoosobowym. Mandarin Oriental w Hongkongu za pokój z widokiem na zatokę Victoria pobiera 500 dolarów. Doba w modnym nowojorskim Four Seasons to wydatek rzędu 725 dolarów za pokój de luxe. W zamian za te niebotyczne stawki goście otrzymują wszelkiego rodzaju ekstrawagancje.

W standardzie: telewizor plazmowy, bezprzewodowy internet, 24-godzinne fitness center, ekskluzywna pościel. O klasie obiektu decyduje jednak co innego, m.in. systemy informatyczne, dzięki którym stali goście są rozpoznawani przez personel. W komputerach hotelowych jest na przykład zapisane co gość lubi, a co go irytuje. Goście płacą z góry ustalone stawki korporacyjne. Otrzymują zindywidualizowany, staranny serwis, stały dostęp do generalnego menedżera hotelu, który bierze czynny udział w pracy i obsłudze gości jako ambasador hotelu, a nie biurokratyczna matrona na zapleczu. Przydaje się także concierge (po łacinie conservus znaczy tyle, co niewolnik, który „zrobi cuda”). I oczywiście restauracja, która także musi być pięciogwiazdkowa. Goście biznesowi korzystający z tego rodzaju hoteli i tak najczęściej spędzają poza nimi czas pomiędzy 8.00 rano a 10.00 wieczorem.
W końcu hotel wymyślono, by można było gdzie spać.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *