Migawki z targów IMEX

Autor: Wojciech Łopaciński
Jakie jest to nasze polskie hotelarstwo? Czy turyści zagraniczni rozpoznają w naszym serwisie starą zasadę, iż "Gość w dom Bóg w dom". A może "szeroko znana" opinia o polskiej gościnności, znana jest faktycznie tylko w granicach naszego państwa...? Jak to robią inni?

Wojciech Łopaciński
Autor jest dyrektorem hotelu Filmar,
prezesem TCB Copernicus,
wiceprzewodniczącym Rady ds. Rozwoju Turystyki Biznesowej Województwa Kujawsko-Pomorskiego


Ostatnio miałem okazję spędzić kilka dni w finansowej stolicy Niemiec. Torun Convention Bureau Copernicus - biuro kongresów i konferencji, które założyłem w 2006 roku - zostało zaproszone do Frankfurtu nad Menem, na targi IMEX, czyli The Worldwide Exhibition for Incentive Travel, Meetings and Events. To bardzo prestiżowa impreza, podczas której 1,3 tys. wystawców, spotyka 33 tys. firm, z ponad 150 krajów, na 165 000 mkw. powierzchni wystawnienniczej.

Targi IMEX to faktycznie jedna z największych imprez targowych turystyki biznesowej na świecie. "Dzika karta", którą wygrało toruńskie Convention, była szansą zaprezentowania swojej oferty, na którą młodego biura nie byłoby stać, zwłaszcza na początku działalności. Lokalne władze, świadome wagi turystyki biznesowej dla rozwoju aglomeracji, wsparły stoisko TCBC, wizytą pana wiceprezydenta Torunia, który spędził na stoisku cały dzień. I słusznie, bo turystyka biznesowa to najbardziej pożądana grupa nie tylko hotelowych gości, ale i wszystkich odwiedzających miast, turystów.

Podczas pobytu goście tacy wydają z reguły o 200-300 proc. środków pieniężnych więcej niż "zwyczajni" turyści. Warto też dodać, że turyści biznesowi wojażują po świecie niemal przez okrągły rok, dzięki czemu skutecznie wydłużają sezon turystyczny. Dzielnie podążaliśmy więc z panem wiceprezydentem Torunia na Forum Polityków, które w naszym mniemaniu miało być niezwykle prestiżowym wydarzeniem. Zwłaszcza że dosłownie dzień wcześniej odbyło się w hotelu Filmar XV Forum Gospodarcze, z udziałem m.in. kilku byłych premierów i kilkunastu ministrów ekip rządzących Polską na przełomie XX i XXI wieku.

Frankfurckie spotkanie rozpoczynało się o 11.30 poczęstunkiem, przed wejściem na salę obrad, w formie bufetu. Bufet był bogato zaopatrzony w... kawę i herbatę, bo kanapki skończyły się na 10 minut przed rozpoczęciem wykładów, a soki nigdy na niego nie dotarły. Ciekawy sposób organizatorzy zastosowali w celu rozwiązania problemu obiadu dla 100 zaproszonych gości, pomiędzy którymi byli ministrowie turystyki z Kanady, Belgii i Polski, prezydenci miast, członkowie parlamentów Wielkiej Brytanii, Irlandii i Polski oraz prezesi międzynarodowych stowarzyszeń, organizujący rocznie wiele kongresów i konferencji. O godzinie 14.00 wszyscy zostali zaproszeni na dwugodzinny spacer po targach... Obrady zostały wznowione w pięciogwiazdkowym Hotelu InterContinental o godzinie 16.00. Tu znów poczęstunek i znów niespodzianka.

W menu kawa, herbata i szarlotka. Obok tac z szarlotkami stały wazy z bitą śmietaną oraz cukrem zmieszanym z cynamonem. Trudno mi było znaleźć wspólny mianownik pomiędzy przerwami kawowymi serwowanymi podczas styczniowej konferencji EFAPCO, w pięciogwiazdkowym hotelu tej samej marki w Warszawie. Wiadomo, że hotel serwuje to, za co płaci organizator. Ja jednak zwyczajnie wstydziłbym się podać szarlotkę z cukierni podczas wspominanego wcześniej Forum Gospodarczego, bo podejrzewam, że wróciłoby ono szybko z powrotem do Ciechocinka, który był gospodarzem czternastu jego wcześniejszych edycji. Aby jednak być sprawiedliwym, muszę dodać kilka słów o bardzo ciekawych punktach programu targów IMEX.

Sama idea zapraszania nowych destynacji jest wspaniałym pomysłem marketingowym. Żadne nowe biuro nie byłoby w stanie wydać 30 tys. zł na stoisko plus hotel zaraz po otwarciu. Forum Polityków to z kolei możliwość nabycia wiedzy przez polityków o turystyce biznesowej, a wiemy, że ten akurat rodzaj przyjazdów wymaga ich szczególnego wsparcia. Myślę, że wiceprezydent Torunia wrócił do miasta z dużą porcją wiedzy merytorycznej, popartej konkretnymi przykładami sprawdzonych działań innych europejskich, i nie tylko, miejscowości. Kolacja przy okrągłych stołach na 21 piętrze InterContinentala, podczas której można było obserwować centrum Frankfurtu, zwane Manhattanem Europy, była naprawdę miłym punktem kulminacyjnym pierwszego dnia targów.

Czar prysł, gdy wszedłem do pokoju pięciogwiazdkowego hotelu. Pokój był bardzo mały, a jedyny ciekawy element wyposażenia stanowiło potężne łoże, charakterystyczne dla tej marki hotelu. Łazienka była wręcz klaustrofobicznie mała. W czasie kąpania w małej wannie trzeba było uważać, aby nie nabić sobie guza. Porównując warszawski InterContinental z frankfurckim, odniosłem wrażenie, że są to dwa różne hotele należące do dwóch różnych sieci. Przy czym w pokojowej łazience stołecznego InterContinentala można przynajmniej pospacerować w trakcie zastanawiania się, gdzie wziąć kąpiel: w wannie czy pod prysznicem. Kolejny dzień targów.

Uroczysta gala w historycznym budynku Starej Opery. Kolacja przy okrągłych stołach dla 500 osób z muzyką na żywo. Ciekawe wydarzenie ze smacznym i ciekawym menu oraz, przyznam szczerze, dobrą organizacją. Uczestnicy to osoby zaproszone przez organizatorów, politycy, prezesi międzynarodowych stowarzyszeń - organizujący co roku szereg konferencji i kongresów branżowych. Byli też chętni, którzy za jedyne 156 euro od osoby mogli wykupić sobie chwilę luksusu. Na koniec gali każdy miał dostać prezent. Już sobie wyobrażałem albumy ze zdjęciami Frankfurtu, foldery centrów konferencyjnych, minipopiersia znanych obywateli miasta itp.

Prezentem okazało się jednak owinięte w folię jabłko, z wizytówką Starej Opery. Jestem przekonany, że te same hotele międzynarodowych sieci, które pewnie uczestniczyły (domyślam się) w finansowaniu tej gali znalazłyby lepszy sposób na wykorzystanie obecności osób bezpośrednio operujących na ryku spotkań, gdyby ta gala miała miejsce w Polsce. Dlatego że jeśli hotelami tymi nie zarządzają polscy dyrektorzy (ciągle jeszcze większość obiektów zagranicznych sieci jest zarządzana w Polsce przez obcokrajowców) to przynajmniej w działach marketingu i działach sprzedaży pracują moi pomysłowi rodacy, którzy prezentację lokalnych wyrobów ogrodniczych zostawiliby sobie na inną okazję.

Nasuwa się pytanie na puentę: na co postawić? Na niemiecką organizację (gala była przeprowadzona wzorcowo) czy na polską spontaniczność? Myślę, że powinno się połączyć obydwie propozycje.

Choć w naszym kraju są hotele, którym jakby nie po drodze z nazwą "hotel" na szyldzie, sądząc po poziomie serwowanych usług (pisałem o niektórych z nich, w lutowym numerze "Hotelarza") to z pewnością "gościnność" jest nadal naszą narodową domeną. Jeśli dodamy do tego fakt, iż duża część obiektów budowana jest obecnie w Polsce od podstaw, a więc według (przynajmniej w teorii) najnowszych standardów hotelarskich, to okaże się, że mamy szansę na poważne zaistnienie w światowej branży. Milowym krokiem może okazać się wizyta milionów turystów w 2012 roku.


Od lewej stoją Mistrz Piernikarski z Torunia, Katarzyna Sobierajska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, Rafał Pietrucień, wiceprezydent Torunia, Wojciech Łopaciński autor


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *